środa, 19 grudnia 2012

Poemat "Stworzenie Świata" umowa podpisana!\ Film.

Chcę tylko podać do świadomości, iż umowa z wydawnictwem została podpisana. Około 7 marca ujrzy światło dzienne moje kolejne dziecię pt. Stworzenie Świata.  Część opisu z tyłu okładki:

"Stworzenie  Świata to poemat trzynastozgłoskowy ujęty w dziewięciu częściach. Kanwą tego dzieła jest apokalipsa wartości, wizja zagłady świata, religia chrześcijańska. Dzieło dopełniają mniejsze formy poetyckie, imające się uniwersalnych tematów takich chociażby jak: rodzicielstwo, oddanie, egzystencjalizm, miłość. Dwudziestotrzyletni autor, prócz niniejszej pozycji, ma na swoim koncie tom wierszy pt. "Kontrasty" (2011)."

Chciałbym zaznaczyć również, iż okładka jest dziełem Gawła Jakubiaka i w najbliższym czasie zostanie ona opublikowana, jak tylko poznam dokładną datę.:)  

Na koniec dodaję poezję, która znajdzie się w owej książce :)  Pozdrawiam serdecznie!


Film

Kino, płetwal peruki czarny,
W korytarzu rytmów brnę maziowatych,
Zgrzyt, chips,  okular parny,
W głąb się zatracam widowisk pstrokatych.

W pociągu ponurym, koła grzechoczą,
Parsknięcia zza okien, bagaż pszczeli,
Czuć tu kurozję,  nerwice się toczą,
Z wód tych obłudnych, z wód promieni.

I widzę babkę, szal jej obwisły, 
Maleństwo rzewne, słyszę: "Gdzie tato?"
A nad głowami dech posuwisty,
Krwią stęchłą kłapie - dumny gestapo.

Zabiera to dziecię i mówi: "Patrz teraz,
Biedulo, babko, Ty kurwo nieczysta!
Jam  syn platyny, wy - istna rudera!"
I ciśnie je w okno, gdzie perć - porywista.

Me oczy urosły, mięśnie mkną watą,
Myślę co zatem,  skąd piekło się sączy?
I naraz się zdało... że jam jest tym tatą...
Film się urywa... film nagle się kończy...

środa, 28 listopada 2012

Memento mori - Tomasz Kowalczyk "Kontrasty"/ Kafka

Pogoda nostaligczna i depresyjna, ale się nie poddajemy. Pochłaniam ostatnio powieści F. Kafki (trylogię samotności), jak i drążę dalej W. Łysiaka ("Malarstwo Biało-Czerwone"). Lada moment i podpiszę umowę o wydanie kolejnej książki z wydawnictwem, czego się nie mogę doczekać i strasznie się niecierpliwię. W taką posępność daje wam do przeczytania moje "Memento mori" z "Kontrastów", mam nadzieję, iż wniesie w wasze życia trochę nadziei i pogodności. Przez ostatnie dni drastycznie wzrosła oglądalność posta "Hans Memling - Sąd ostateczny, poemat.", jestem ciekaw z jakiego powodu. :)  Pozdrawiam!





Memento mori  

Kłoda chropawa stopy szorstko droczy,
Paznokcie się wpajają w żywiczną futrynę,
Pięta - stukot barwny- w mahoń głuchy tłoczy,
…Gdy sylwetka wpełza w poza snu kurtynę…
W umbrach palonych promyki zanurzone,
Blasku, który życzliwszy jest niż poranki,
Chociaż trudno zgadnąć, w którą płynie stronę,
To przepełnia i prześwietla duszy zakamarki.
Jedynie dziecięce rysy, kształty gładkie,
Ręce - w powietrzu rozhuśtane chusteczki-
Zebrać chcą to piękno, co napływa statkiem,
Zewsząd, drgające, świerszczy kuleczki.
W kołtuny wiaterku wplecione motyle,
Kroczy niby piórko z trzcin podwiązką,
Co kleją cytrusowo, te, najsłodsze chwile,
Gdy noga w nich marzeniem, utonęła grząsko.
Młode ciałko w kwiatów pognało burzę,
Jednak piorun ostów nie koli, a leczy
I uniosło się w przestworza z grzmotu kurzem,
By podziwiać ogrom tych beztroskich rzeczy.
Miękkie obłoki - cukrowe waty,
Miast ptaków - makowe rogale,
Płyną miodu strugami na raty,
W drzew korony - zawiłe fraktale.
W ustach łąk pokrywa,
Egzotyk, zieleni parada
Soki wnętrzności rozmywa,
Rozbryzganego o ząb owada.
Brzdęk robaczków, tych o skrzydłach z świtem,
Znajduje echa rezonans, gdy szepczą do uszka,
Aż cała głowa zadrży surowym stali zgrzytem,
Mimo że to była łamliwa, płocha muszka.
…Gleba raptownie się zazębia,
Aż Trudno zmierzyć bezkresy tych lądów
Gorejące tęczą; tylko duszy głębia
Przetrwa ich mrowie bez ludzkich narządów…

…Nagle, na wzniesieniu, ktoś z cicha rechocze,
Rośliny, zwierzęta czmychnęły do swych trumien,
Rżenie przeraźliwe przypomnieć ma to, że
Nie żyję… lecz nie żyć ja nie chcę, nie umiem…
I leżę, choć obdarty z cielesnej łupiny,
Mimo że szatany inny plan uknuli,
To lepię własne baśnie z spod mogilnej gliny,
Trupio drwiąc z kostuchy, szpetnej, w szczycie rui...

wtorek, 20 listopada 2012

Kontrasty po 1zł :) !

Wznawiam akcję sprzedaży 25 sztuk  "Kontrastów" po 1zł, wszystko pod linkikiem:

http://allegro.pl/tomasz-kowalczyk-kontrasty-poezja-z-dedykacja-i2806753673.html

Miłej lektury! :D


Tak poza tym, to trwają u mnie prace wykończeniowe poematu jak i reszty dzieł poetyckich. Wstępny termin wydania mej kolejnej książeczki pt. "Stworzenie Świata", to przypuszczalnie marzec. 


Pozdrawiam! :)

wtorek, 9 października 2012

"Stworzenie Świata"

Chciałbym oznajmić, iż poemat "Stworzenie Świata" oraz utwory poetyckie, które znajdą się w mej drugiej książce - zostały ukończone. Teraz tylko trza czekać, aż dzieło zostanie wydane. Sam poemat lapidarnie mówiąc jest dziełem trzynastozgłoskowym, ujętym w dziewięciu częściach. Kanwą dzieła jest wizja zagłady świata, apokalipsa wartości, religia chrześcijańska. A tymczasem czeka mnie wyjazd do Krakowa, na którym, mam nadzieję, że odpocznę i zostanę zmotywowany.

sobota, 1 września 2012

Piwnica pod Baranami

Dodaję wiersz z tomu "Kontrasty" napisany pod wpływem Piwnicy pod Baranami. :) Miłego odbioru.

Pod…(Rynek Główny 27)


Grobowiec młodzieńczy, dech świeczki,
Obdarte klawisze fortepianu,
Po sufit suną plamy porzeczki,
Tulące kosmate promyki bezmiaru.

Parasol na stojaku spoczął nasiąknięty,
Obok lampion słoneczne słówka rzecze,
Wieszaczek od pokus jak makaron kręty,
Nastroszył gotowe do orgazmów… miecze.

Drewno wypieszczone w kształty kobiece,
Sprytnie ubogie w damskie wargi,
Zwrócona w fotografie, na piersi miękkie świece-
-Rosa miłości, granulka nostalgii.

Pociąg stukocze w niepewną pustynię,
Na ścianie z zielonej cegły…
Pustelnik, o źrenic nocnej cembrowinie,
Melancholii słodkiej uległy.

Istnienie- pod- wolne od skażeń-
-Pod ludźmi, wrzaskiem, uczuciami,
Lecz gdy tu jestem, pulchnieję od marzeń,
Tego, co kryje się, czyha nad nami...

wtorek, 7 sierpnia 2012

Poezja śpiewana... Grzegorz Turnau i inni dyletanci..

     Zastanawia mnie ówczesna farsa poezji śpiewanej, twórcy, tacy jak: SDM czy Grzegorz Turnau zniżyli pułap i są dobrzy dla ckliwych emerytów. Pan Grzegorz uznaje się (i emfatycznie to okazuje, choć może trochę nieświadomie) za natchnionego twórce, lecz jego teksty są zwykłymi jeno rymowankami bez głębi lirycznej:

"Dwadzieścia cztery smutki

to zwykła nasza doba.
I dzień jest nie za krótki,
i noc się nam podoba.

Deszcz pada nieustanny

i nudny, i nużący,
za oknem chodzą panny
smucące się niechcący" -  chociażby. 

    Można to fajnie opublikować w książeczkach ("trzecioligowych") dla przedszkolaków, ale trudno  w tym szukać poezji oryginalnej i czegoś nowego.
Cytując Wikipedię: " Grzegorz Turnau (ur. 31 lipca 1967 w Krakowie) – polski artysta, aranżer, pianista, kompozytor, wokalista i poeta, wykonawca poezji śpiewanej.", a dalej: "
Grzegorz Turnau stworzył swój własny styl muzyczny i kompozycyjny, czasami nawiązujący do muzyki jazzowejsmooth jazzowej, także do dokonań Marka Grechuty i Jana Kantego Pawluśkiewicza." - jeżeli nawiązujący do dokonań Marka Grechuty, to jest pastiszujący, stąd stwierdzenie  "swój własny" jest niedokładnym określeniem, gdyż nie wyzwolił się z jakichś wzorców (pomijam fakt nazywania kogoś poetą, pianistą (i tu nie tylko w aluzji), gdyż współcześnie, samozwańczo, każdy jest skory do takich poczynań). Chciałbym dodać, iż nie jest moim zamiarem tutaj obrażać kogoś, tylko zachować równowagę we "wszechświecie" twórczym i pomóc w inny sposób spojrzeć na "nasz" narastający problem. 

Tęskno mi do dawnych czasów: tria Kaczmarskiego, KSP czy L. Długosza. Współcześnie jesteśmy karmieni łachmanami, okruszkami czegoś, co było. Trza nam czekać na napływ świeżości w tym temacie, więc dajmy głos świeżej młodości, a nie marudzącym dziadkom.  Zagadnienia całkowicie oczywiście nie wyczerpałem z powodu braków w czasie, ale może wreszcie uda się wycisnąć coś więcej w dyskusji. Pozdrawiam :)




P.S. Co do poezji w muzyce (w bardziej w rockowym klimacie), poczęstuję was - "Jest taki samotny dom" BS.





środa, 25 lipca 2012

Kraków, kolejna książka...

Wyjazd do Krakowa (20-24) był  nader udany. To miejsce znowu napełniło mnie świeżymi pomysłami i weną. Po raz kolejny poznałem kilka godnych osób w najmniej spodziewanych momentach. Duże ilości Paulanerów jak i odwiedzenie obydwóch Muzeów Narodowych bardzo korzystnie wpłynęły na myślenie ;).    Teraz czeka mnie sporo pracy, dokończenie poematu i skompletowanie wierszy do kolejnej książki, którą, mam nadzieję, wydam jeszcze w tym roku.  Między Kontrastami a tym, co teraz się "rodzi", będzie spory przeskok (chociażby taki, że kolejna książka będzie pokaźniejszym zbiorem utworów poetyckich, utrzymanych w bardziej przemyślanej konwencji). Wszystko z tego względu, iż ostatni rok był najpłodniejszym rokiem artystycznym w moim życiu i aktywność twórcza była niepowstrzymana, obfita (ze względu na różne komplikacje i przypadłości, o których nie chcę tutaj mówić). Książka będzie zawierać, już kilka razy wspominany, dziewięcio-częściowy poemat jak i mniejsze utwory poetyckie pisane w tym samym czasie, co będzie dosyć ciekawym zjawiskiem (pozwoli to wychwytywać różne koligacje i pewnego rodzaju zbieżności). Na koniec dodaję inspirujący mnie obraz pt. "Wschód Księżyca" Stanisława Masłowskiego. Pozdrawiam :)


wtorek, 17 lipca 2012

60 urodziny Huberta Wiese.



Dodaję wystąpienie Piotra i moją recytację poezji (napisanej szczególnie na tę okazję) jak i tekst.  Z powodu ostatnich wyjazdów (kolejny w piątek do Krakowa) zaniedbałem bloga, ale wszystko zostanie nadrobione. Pozdrawiam  ;)





Szlaki wydeptane

Lata minione, lata pełne biegu,
Lata skradzione, gdy spokój był w noclegu,
Lata, które miodem opasły me kieszenie,
Lata mimochodem, lata jak marzenie.

Krew ma wciąż ta sama, lecz rafa jej bogatsza,
Płynę w wyżłobionej powiekami łodzi,
W sercu las zmartwiony, driada coraz starsza,
Na zawsze zapamiętam jak byliśmy młodzi.

Dzieci w świat sunęły, wracam do nich myślą,
Cisza czasu rzecze ich zeszłe pragnienia,
Często jeszcze uśmiech mym uśmiechom wyślą,
Tu, gdzie jest ma chata, ogród no i ziemia.

Szlaki wydeptane w mej pamięci toną,
I nie ma nigdzie srogiej, bezgranicznej klęski.
Ważne by być sobią i iść własną stroną,
Miłości być poufnym, a w odwadze męskim.

wtorek, 3 lipca 2012

Poemat i "Sąd ostateczny" H. Memling

W kalejdoskopie różnokształtnej pogody i po wypiciu sporej ilości kawy, zastanawiam się, na jaki temat prowadzić dalsze dysputy. Z jednej strony miałem coś powiedzieć o poemacie, który tworzę od października zeszłego roku. Z drugiej strony nie chcę zdradzać tajników i arkan jego dotyczących. Mogę jedynie powiedzieć, iż temat jest aktualny i praca wrze na różnych połaciach. Będzie to dzieło 13-nasto zgłoskowe, ujęte w dziewięciu częściach, dotyczące czasów współczesnych. Przy tworzeniu tak sążnistego dzieła wszelkie najmniejsze obawy urastają ogromnie, toteż wydanie go, będzie już samym wyzwaniem, któremu się nie poddam. :)

 Wracając do zlotu filozoficznego w Gdańsku, będąc tam ostatnio, zdążyłem obejrzeć tamtejsze Muzeum Narodowe i arcydzieło tj. "Sąd ostateczny" H.Memlinga. Widząc ów obraz, ze znajomymi, stanęliśmy zahipnotyzowani, zniewoleni delikatnością i barwnością przekazu dzieła. Po raz kolejny dowiedziałem się jak "biedni" są malarze ze względu na to, że:
- kolory, pigmenty zmieniają z czasem barwę (płowieją lub  ciemnieją, blakną)
- reprodukcje książkowe a dzieło autentyczne - to tak jakby porównać filharmonię z chińską mp3-trójką.
Najprostsze przykłady to chociażby brama niebios z lewego skrzydła,  na którą patrząc z obrazka wygląda płasko, a w rzeczywistości pragnie nas wciągnąć (zapewne nawracała lud współczesny Memlingowi na właściwą stronę), dalej płomienie z prawej, które w realności smarowały wzrok, ciało, chłonęły  tłustymi wiązkami, a tu mamy komiksowy efekt. Na końcu zbroja Archanioła Michała, na zdjęciu wygląda jak puszka po konserwie, w oryginale zieje potęgą  i niezniszczalnością ( jest nieskazitelna, widać w niej odbicia niewidocznej części obrazu, których na zdjęciu nie dostrzeżemy). Sprawa wydaje się oczywista, ale fajnie by było, jakbyśmy częściej zwracali uwagę na takie przypadki.  Porównując z innymi sztukami - w muzyce mamy pewien "problem" rozwoju instrumentów (zmienia się ich tembr, sposób grania, wykorzystania instrumentu), w poezji zmienia się symbolika słowa (zmiany rozumowania).
Miłego dnia wszystkim! :)

poniedziałek, 25 czerwca 2012

"Kontrasty"... recenzja - Piotr Wiese

Ze względu na dzisiejszą moją totalną depresję, dodaję recenzję mojego tomu  poezji: "Kontrasty", napisaną przez kompozytora - Piotra Wiese. Może to mi podniesie trochę samoocenę albo zachęci osoby niezdecydowane. :)   Pozdrowienia prosto z dantejskiego piekła!


"Kontrasty . . .  - Najgłębszą istotą sztuki!

Autor świadomy, bądź intuicyjnie przeczuwiający ich znaczenie (co jest oznaką prawdziwego talentu), tworzy dzieła dwubiegunowe, a raczej wielobiegunowe w najwyższym stopniu polaryzujące świadomość i podświadomość odbiorcy. Tematyka poruszana w wierszach odczytywana przez świadomość czytelnika ściera się z wysublimowaną wielobarwną materią słów, która przenika do naszego wnętrza zupełnie podświadomie. Zaiste jest w tym coś naturalnego, coś najpierwotniejszego, "coś" co być może jest istotą poezji, ale również zbliża ją do muzyki, malarstwa.  To nienazwalne "coś" objawiające się w jego wierszach sprawia, że czytając poezję Tomasza K. można się uwolnić od świata zewnętrznego, a co najpiękniejsze, również od samego siebie. Dzieje się tak za sprawą tego, że znaczenia słów - silnie zakotwiczone w naszym umyśle - dzięki Kowalczykowi uwalniają się i przechodzą w wyimaginowaną sferę, w której mieszają się z barwami, dźwiękami, zapachami. Możemy zatem przez krótką chwilę przebywać w tym wyższym świecie zmysłowiej przyjemności jednocześnie pobudzając nasz intelekt i wrażliwość.
Tomasz ma dostęp do całej palety kontrastujących barw ludzkich emocji, które przeżywa dogłębnie, całościowo. Cieszy się jak dziecko goniące w podskokach motylki, a cierpi jak kobieta, która przed chwilą zgwałcona patrzy na śmierć swojego dziecka.  Ścieranie się świata wewnętrznego i zewnętrznego, świadomości i podświadomości, dobra i zła, radości i cierpienia, ścieranie się wszelkich kontrastów jest celem i sensem istnienia. Kowalczyk potrafi znaleźć się dokładnie w punkcie pomiędzy każdymi dwiema kontrastującymi siłami. Znajdując się w tym nieuchwytnym punkcie potrafi ogarnąć sobą obie te siły i przepuszczając je przez własny strumień myśli i odczuć potrafi obdarować nas prawdziwą sztuką."

                                                                                                                                            Piotr Wiese                                                  

czwartek, 21 czerwca 2012

Prawdziwa przyjaźń...

Zapewne nic bym przez kolejne dni nie dodał, gdyby nie przyszło o piątej nad ranem dosyć pulsujące natchnienie. Dodam stworzoną dzisiaj przeze  mnie poezję, która tyczy się tematu przyjaźni, jej różnych postaci, rozmiarów, wibracji czy pewnej emancypacji. Wszyscy w tym temacie mamy albo wiele do powiedzenia, albo: "Prawdziwa przyjaźń nie istnieje". Szukamy w ludziach często wrogów, a tak naprawdę największymi buńczucznymi rywalami jesteśmy dla siebie sami.
Wiersz dedykuję tym, którzy posiadają w sobie przyjaźń i potrafią się dzielić z innymi tą emocją. :)



Przyjaźń


"Napisz mi wiersz najpiękniejszy na świecie".
"Napiszę prosto dla Twej wyobraźni,
 Słowo po słowie, wiosna po lecie, 
 Kocham się w mojej do Ciebie przyjaźni".

"Tylko aby tam drzewa sączyły chmury
  I Żeby wiatr nucił, co milczy trawa"
 "A nie lepiej smutek, krew i pioruny?
  I biedna dziewczynka z domu porwana?"

"Och, przestań się droczyć, wiesz czego pragnę..."
"Dobrze, już dobrze... niech staw dzień postrada
I niech płyną łabędzi księżycowe żagle..."
"Niech zieleń mchu błękitom szum zada!"

"To w końcu ja mam pisać czy Ty, powiesz może?"
"W obłąkanych tanach krople tęczowych liści
 I każdy kwiat oddycha głębiej niż morze."
"Tam ludzi brak, ludzie tam jeszcze nie przyszli..."

"Napisz najpiękniej, o tym jak las zapomniał o sobie
 I gór smolnych szczyty tuli bez pchlej bojaźni..."
"No, ile to razy  powtarzać mam Tobie...
 Że kocham się w mojej do Ciebie przyjaźni..."

środa, 20 czerwca 2012

Sonet, modlitwy, wieczory...

Aby nie zaniedbywać bloga, przedstawię wam w pigułce formę wiersza jaką jest sonet (często nazywany "najmniejszym z poematów", "małym poematem"). Otóż, bez smarowania i ględzenia, jest to kompozycja składająca się z 14 wersów, 4 strof, gdzie dwie pierwsze mają po 4 wersy (w których znajduje się przedstawienie tematu), a dwie ostatnie kryją w sobie pewną refleksję podmiotu lirycznego. Forma ta ukształtowała się całkowicie we Włoszech, w XIII - XIV wieku dzięki, chociażby Dantemu (którego każdy, nawet największy dyletant, zna) jak i Petrarki (twórca sonetów miłosnych, opiewał nimi swą miłość - Laurę). Mógłbym was pomęczyć odmianami tej formy (różnorodność rymów w 3 i 4 strofie CDC DCD, DDC DDC), ale po co? Przejdźmy do konkretów. Dzisiaj mam dla was dwa sonety mego autorstwa, które weszły w  tom "Kontrasty", mianowicie "Modlitwy"(który podoba się znajomemu Kleofasowi :), pozdrowienia dla niego) i  "Wieczory".



Modlitwy

Lubuję uszko do ściany przyłożyć
Na tapet fałdy, szorstkości, zmarszczenia,
Oczy zatrzasnąć, słuchu wyostrzenia
W punkt jeden skondensowany nałożyć.

Drgania, stukoty rozmyte za murem
W jednorakie brzmienie klarowne, składam.
I gdy sens mieszaninie herców nadam,
Pędzą kolejne wiadomości sznurem:

„Przepychacz się zda, japa  łgarstwem syta!”
„Skoroś knur, to żryjże świnio z koryta!” 
„Wstrętne bachory, won mi z domu tego!”

„Podła macocho, krnąbrna, jadowita!”
„…i Ciebie ojcze, niechże szlag powita.”
„Przez tegoż Chrystusa, Pana naszego.”



Wieczory


Smugą marzenia okraszam fibry promyku,
Co kiełkują koliście obok szachów tarczy,
Koklusz rdzawawych żywic tak namiętnie warczy,
Że  piszę... choć myśli miałem mieć na odwyku...

Na nieba posusze zagubione obłoki
Tęsknoty, a ja niżej, tak tutaj się czuje;
Wokół, pode mną zazdrość ogniwa pudruje,
Wiem, że wszystek pryśnie, będzie strach i powroty.

Acz zataczam kroki rytmem salsy płochliwym,
Trzask lodu, łyk, warga rozwarta, szum przemiły,
Roztargana synestezja wije kolory,

Momentalnie bywam młody, potem znów siwy,
Opity, boski, kapryśny, hardy, leniwy,
Tłusty Bachus pcha się pomiędzy strun wieczory.




piątek, 8 czerwca 2012

Czy równość istnieje?


Żule spod Żabek, doktorzy, niepełnosprawni, katolicy, jehowi, anarchiści, robotnicy, inteligenci i jeszcze Ty... często w mych myślach kłębią się pytania, czy to dobrze, że jesteśmy równo traktowani? Łatwo idzie pytanie przekierować na tory polityczne, czy równouprawnienia nam czasem bardziej nie szkodzą? Odwieczna walka PiS`u z PO (walka głupoty z głupotą, zadana przez próżnych ludzi) - co może iskierka rozumu zrobić w zalewisku fałszu i obłudy? Myśląc o tym, że mój głos jest równy, w świecie politycznym, pijakowi czy wsiokowi (którego pojmowanie i percepcja zakończyły swój rozwój na sadzeniu buraków), to czuję się tak, jakbym dostał mokrą szmatą w mordę. Nie chodzi tu o to, że jestem zapatrzonym w siebie megalomanem, ale myślę o całym społeczeństwie. Ludzie, którzy są pracowici, kreatywni, systematyczni, przy tym otwarci i dobrzy (gdzie dobro to przejaw miłości i uszanowania do drugiej osoby), powinni dostawać coś więcej niż ścierką po ryju. W sztuce temat równości to rzecz nieistniejąca, wszystko się zmienia, podążając za ludzkim smakiem, gustem i trudno tutaj zachować do końca pełną świadomość, obiektywizm (który dla mnie nie istnieje, możemy dążyć do niego, ale go nigdy nie osiągamy, stąd wolę się zatracać w erupcjach subiektywizmu, a ten do końca również nie jest "nasz", ale o tym kiedy indziej). Natura wielbi różnorodność i dąży do perfekcji jednostki. Wiele niesprawiedliwości powstało przez marne ludzkie patrzenie. Przykładowo Bach (który został odkryty dopiero w XIXw., a za życia nie uważano go za wybitnego kompozytora, a nawet atakowały i ośmieszały go jego dzieci), Van Gogh (którego historia jest nam najbliższa, jego obrazy zaczęły osiągać kilkudziesięcio milionowych sum, ale dopiero po jego śmierci) i np. Lucas Cranach Starszy ("odkryty" w XXw. przez Picasso). Złoty środek? Wydaje mi się, że powinniśmy bardziej nauczyć się doceniać innych i nie bać się nieznajomego, i wtedy w bardzo łatwy sposób polepszylibyśmy  nasze życia. Dzisiaj was poczęstuję "Źródłem młodości" i "Erbarme Dich" z "Pasji wg Św. Mateusza". Trzymajcie się ciepło :)
Lucas Cranach Starszy - "Źródło młodości"

niedziela, 3 czerwca 2012

Kołysanka

Witam serdecznie:).  Pomyślałem sobie, że czemu by się nie podzielić poezją, która nie weszła w tom "Kontrasty" czy pochodzi z dramatów, nad którymi pracowałem w zeszłym roku. Mam wielki sentyment do emocji, które ze mnie emanowały podczas pisania różnych tekstów jak i do samych wierszy (są niczym "pamiętniki" uczuć). I nagle "wyczarowałem" "Kołysankę". Sama kołysanka jest utworem szczególnym, gdyż pokazuje stosunek i afekt rodziciela do dziecka (twórca a potomstwo). Napisałem ją rok temu i jest to pierwsza kołysanka, która wyszła spod mego pióra (tu niech zaistnieje mała dedykacja dla Sabiny Rybak). Przeczytajcie zresztą sami :)



Kołysanka

Co nocy wyławiam z Twych źrenic
Okruszki tęczowej baśni,
Promienne jak bukiety pszenic,
Różanych kształtów i maści.

I dajesz mi snów setek  kadzie
 Zakrzepłych miłości rosą,
I na księżyca srebrnym pokładzie
Tańczę z gwiazdkami boso.

Co nocy wyławiam z Twych źrenic
Odwieczne uczuć wojaże,
W wyblakłych pokojach kamienic,
Kto Ci tak śnić pięknie każe? 

I dajesz mi snów nokturny,
Natchnione echa śródnocne,
Z nieszczęść,  koszmaru trumny
Wywleką mnie, wszechmocne.

Co nocy z Twych źrenic wyławiam,
Na dzień życia zachętę,
Co nocy z Twych źrenic wyławiam…
Gdy oczy masz szczelnie zamknięte…

piątek, 1 czerwca 2012

Sad, lasy, łąki, Leśmian.


Dzisiaj podzielę się z wami poezją Bolesława Leśmiana, która stanowi dla mnie kwintesencje, ekstrakt sztuki. Niewielu istnieje takich artystów jak on, którzy wyciągają z piękna piękno, śpiewają słowiczym śpiewem (zdaje się pleonazm, lecz trudno inaczej to przedstawić). Patrząc na część pierwszej strofy:

"motyl, co walczył zgrozą aksamitów
 Z pachnącą bzem wiecznością - zmarł ciszkiem na marchwi.", wyobraźmy sobie wrażliwość tegoż twórcy. Motyl, który walczy zgrozą aksamitów (delikatnością wstążkowych skrzydeł; refleksem, pluskiem lotu) z wiecznością, która pachnie podmiotowi lirycznemu bzem. Motyl, który przemija w zapachu kwiatów, który zatraca swoją "duszyczkę" w bujnej różnorodności sadu, aż umiera na marchwi, a ta, z kolei, jest czymś fizycznym, materialną orbitą. Dla  mnie to coś pięknego.  Leśmian chwyta nieuchwycone i wyciąga najgłębsze sentymenty naszego życia. Czytając go zwiedzamy świat nieokiełznany, żyjący własnymi prawami, naturę, a dokładniej jej najcichsze wibracje duszy. Resztę odkryjcie sami. :)


Tamten

Sad, błyskając sękami, cieniście się martwi,
Że trawom ciąży zwiewna niedola błękitów -
I że motyl, co walczył zgrozą aksamitów
Z pachnącą bzem wiecznością - zmarł ciszkiem na marchwi.

Czy pamiętasz młodości dzielny czar? A dalej -
Otchłań wiosny, w niebiosy tak luźnie oprawną?
Albo to - jak ciał naszych pragnęła głąb alej?
Bo mnie wciąż się wydaje, że to tak niedawno!

I któż wówczas nie wierzył w rozpęd naszych łodzi?
W rozwarte dłonią naszą do zaświatów bramy?
Dziś ta wiara już mija - i my z nią mijamy...
Nie! Nie mogę zapomnieć, żeśmy byli młodzi!

Widzę siebie - tamtego, co w łzach się nie zmieścił -
I w nicość wywędrował, wołany daremnie!
Wszakże pieszczę cię dotąd tak, jak tamten pieścił...
A ty wstecz się doń garniesz, choć widmem jest we mnie,

Ale jego widmowość nie całkiem jest pusta -
On się jeszcze odradza na zgliszczach i w dymie!
I gdy mnie - dzisiejszego - całujesz, śniąc, w usta -
Tamten we mgle się budzi - i szepce twe imię!

sobota, 26 maja 2012

Matki

Z wszystkich dostępnych, namalowanych matek jakie poznałem, najbardziej mi się podoba ta Fouquet`a. Ze sprężystą, jędrną lewą piersią i z dzieciątkiem, które stara się nie zwracać uwagi na matkę. Owa madonna (w rzeczywistości Agnes Sorel), lekko zadufana, była kochanką króla Francji, Karola VII. Kochanką lub metresą, aby nie powiedzieć dziwką - wygląda na pewną siebie, wyrachowaną, umiejącą chwycić (niejednego) faceta za jaja. Wypina swoją kuszącą lewą (lewy - symbol zła, grzechu) pierś do dzieciątka Jezus, który, będąc w drobnej konfuzji, wskazuje palcem na  (z punktu obserwatora) lewo (może na lud, którego dewiacje seksualne są domeną). Gdy patrzę na tę scenę, uświetnioną tłem z "dwukolorowymi" aniołkami, fascynuje mnie cały przekaz, który nie zatarł się przez prawie VI wieków. Nie bez przyczyny, jak sądzę, Fouquet odział Maryję w "brudny", dosyć dopasowany strój, który kojarzy mi się wpierw z lateksem, gorsetem, a później to już tylko z pejczem, kneblem, klatką erekcyjną i innymi akcesoriami z działu BDSM. Światła jakimi biją po zmysłach cherubinki i serafini są też czysto burdelowe. Jesteśmy wszyscy różni, ale niektóre rzeczy nie zmieniają się przez stulecia, dlatego warto poznawać sztukę. :)

środa, 23 maja 2012

Let me live

Po roku cierpień (depresji, zaburzeń lękowych, nerwic) i zmagań "sam ze sobą", dochodzę do momentu, do rdzenia miłości i dobroci, których powinno być o wiele więcej, dawanych innym ludziom, w tym świecie seksu, obłudy i zepsucia. Brzmi to skrajnie i fanatycznie, acz jest to moim aktualnie głównym motorem, bodźcem do działania. Z pewnego baroku uczuć przechodzę do prostoty i prymitywizmu (widzenie w drobnych rzeczach głębokiej sfery, piękna). Przez te skrajności czuję się niczym Dionizos, odwalający codziennie swoje bachanalia w "dali rozciągnionej we mnie". Ale niektóre  rzeczy lepiej zostawić takimi jakie są i nie wkraczać w głębsze analizy. Podzielę się teraz z Wami muzyką pełną złotych, energicznych pocisków, które napełniają teraz moje serce.

poniedziałek, 21 maja 2012

Praca Fauna


Kolejny dzień pełen biegu. Praca licencjacka mnie goni (jej tytuł: "Muzyka impresjonizmu w kształtowaniu wyobraźni"). Wsłuchany w "Pan i driady" K. Szymanowskiego postanowiłem teraz CHWILĘ wyluzować tyłek, identycznie jak Faun, leżąc na kwiecistym podłożu, będąc otoczonym brzdękaniem robaczków naziemnych i śpiewem istot latających przy wtórze rozkołysanych drzew. Jeszcze brakuje mi tylko fletni pana, żeby wygrać tą sielankową melodię, która się snuje od 1:50 i obfituje w błogość, nieskończoność (coś jak toń rosy i jej wdzięk, drgającej na liściach kwiatów). Faun oczywiście też ma rozterki, a mianowicie driady, nimfy drzew, które wabią, podniecają instynkty, powiększając chuć bożka płodności, który z kolei próbuje je złapać - wszystko bezskuteczne. Ucieleśnienie idealnego piękna czmycha Satyrowi równie szybko, jak je dostrzegł, w szmerze liści.
 Jak w dni pełne bogactw można skupić się nad monotonną pracą (przynajmniej częściowo żmudną)?  Posłuchajcie...

niedziela, 20 maja 2012

Po wczorajszej imprezie "bezokazjonalnej" raczej dzisiaj nic pulchnego intelektualnie nie wykrzeszę. Ale za to dodam jeden z wierszy, który się znajduje w moim tomie poezji pt. "Kontrasty", o którym była mowa wcześniej. Mój aktualny stan psychiki jest analogiczny.


Zwiedzać

Wybryzgłem w kosmosy- wygnaniec ziemski,
Rafy asteroid, perły gwiezdne, diamenty,
Dość mi było próżnej, ziemiańskiej klęski,
Podróż mi ta marzeń spłaci alimenty.

No i lecę, płonę, cierpki wszechświat dyszy,
Nie dziw, iż się wtula w srebrnych błysków zorze,
Bo pusto tu i brudno, smutno w takiej ciszy,
Brak wschodów, zachodów, jednako w każdej porze.

Mgielne kurze stubarwnych galaktyk,
Dzielnie odgrywają dreszczy akinezję,
Znajome nieznajomych aktorskich praktyk,
Tętnem pyłów wietrznych eksponują finezję.

Minęły stulecia, wszechświat piętrzyć się kończy,
Dalej nicość- zbiegają się wszystkie ganki,
Oko wytężam- tchnieniem reszty kończyn-
-A tam Bóg… świat tworzy dla swej kochanki…

sobota, 19 maja 2012

Koszmary, Goya

Dzisiejszy sen był pełen paskudztw i osobliwości. Sen typu "Ja uciekam, a wszystko jest ode mnie szybsze". Człowiek budzi się sam i żyjąc już w realności nadal ma instynkty, odczucia skierowane do wewnątrz (do świata przebytego snu). Czuje się utkwionym w podświadomości bardziej niż zwykle. Sen jest teatrem naszej duszy, to właśnie w nim sprawdzamy nasze aktorskie predyspozycje. Wszystko jest nierealne, ale jest ta wyższa siła, która każe nam w to wierzyć, wszystko jest niewydarzone, ale "coś" nam każe w tym uczestniczyć. Najlepiej (wg mnie) koszmary (te przyśnione i rzeczywiste) ujął w swoich pracach Francisco Goya. Lekko spozierając chociażby na "Staruchę i śmierć" od razu przypominają mi się rysy moich najtrwożliwszych snów, po których gorączkowo i impulsywnie się budziłem. Ów obraz jest pełen nerwowych, obłędnych "ruchów". Coś się dzieje przez mgłę, coś, czego nie chcielibyśmy pamiętać. Z myślą o "Saturnie..." rodzi się od razu przerażenie typu: "Dlaczego mój umysł tworzy takie obrazy (sny)?", "Dlaczego psychika tak lubuje sama siebie nadwyrężać?" czy "Do jakiego jeszcze bestialstwa jesteśmy skłonni?".


"Saturn pożerający swe dzieci"

"Starucha i Śmierć"

piątek, 18 maja 2012

Hugo

       Będąc pod ogromnym wpływem przedawkowania yerba-mate (moje objawy to brak poczucia realności, mieszanie się zmysłów), ratuję się myślą o Hugo van der Goes`ie i jego "dziwadłach", które malował, kiedy psychicznie zaniemógł. Otóż stereotyp artysty - szaleńca w świadomości ludzkiej powstał w XIX wieku, "stwórcą" owego "pojmowania" był Vincent van Gogh (a raczej jego barwne życie). Oczywiście melancholia i nutka szaleństwa wśród artystów istniała od zarania dziejów. Weźmy 4 wieki przed Vincentem van Gogh`iem, również Holendra, Hugo van der Goesa (o którym jest mowa). Ów malarz część życia spędził w domu dla psychicznie obłąkanych, co nader wpłynęło na jego percepcję i twórczość. W swoich dziełach pokazuje różnorodne typy fizjonomii, gdzie aż mnoży się od postaci "dziwnych", tworzących pewną mroczną aurę wokół swej osoby. Szatan z "Grzechu pierworodnego" ma długie, zapuszczone włosy i maniakalne zaciekawienie na to, co się zaraz wydarzy. Podobną ciekawość mają dzieci, więc skoro widzimy dziecięce zaciekawienie w brudnej, dorosłej gębie, to rodzi się myśl, że coś tu jest nie tak. 45 letni (mocno nieogolony, z tłustymi kłakami - gdyby nie 45 lat, to pasuje do mnie idealnie:) mężczyzna (z założenia "normalności") nie patrzy na lizaka (w tym przypadku jabłko, dłoń chwytająca jabłko) z błyskiem w oku - który mówi nam o całkowitym, dogłębnym spełnieniu w mężczyźnie, gdy ów lizak weźmie do buzi. Osoby chore psychiczne nasieniem szatana? Chyba
  nie, raczej... i tu mam milion myśli w głowie, myśli, które powstają dzięki obcowaniu (emocjom) z dziełem sztuki. Emocje same do mnie mówią, że gdyby nie one, to nie byłoby zła ani dobra. I może szatan z dziecięcym zaciekawieniem pokazuje, kiedy człowiek wpada w ów "wir" całkowicie - gdy, będąc malcem, staje się głodnym świata.
Drugi obraz to "Zaśnięcie Marii" (na który się powołuje W. Łysiak w swoim "MBC" - dziękuję siłą wyższym, że  taka postać/autor istnieje ). Marię otaczają zmęczeni neurastenicy, schizofrenicy, szarlatani i inni, widoczni już "gołym" okiem (ważne, żeby w tym gronie spróbować się jakoś odnaleźć). Autor tego dzieła być może chciał uwiecznić znajomych albo, co chyba jest bliższe prawdy, ukazać różnorodne postawy do religii (mowa ciała, gesty, ruchy itd.). Sztuka XV wieku wcale nie musi być "nudna", a nawet bywa barwniejsza niż współczesna, aczkolwiek trzeba ją "odkrywać" (dziwię się, że w ogóle to zdanie piszę, ale "ku świadomości innych").


Hugo van der Goes - "Grzech
pierworodny"
Hugo van der Goes - "Zaśnięcie
Marii"


czwartek, 17 maja 2012

Dzisiejszy dzień minął gładko, tak delikatnie jak gwiazdy, które właśnie rozkładają swoje ramiona nad powieką nocnego nieba. W takich momentach widzi się wiele, a chciałoby się spostrzegać jeszcze więcej. Obchodziłem dzisiaj dzień matki (niestandardowo), ale to pewien detal, chociaż magiczny. Z tego powodu napisałem poezje dla mamy, opublikuję ją 26 (żeby było "ciekawiej"), znajdzie się ona w kolejnym moim tomie poezji. Właśnie jestem zasłuchany w nokturn Griega i całkowicie poddaję się jego poezji. Z każdym dniem dostrzegam coraz bardziej, że obcowanie z ludźmi i dawanie im swojej głębi jest tym, do czego jesteśmy stworzeni, powołani(może się zdawać banałem, ale i takie rzeczy trzeba odkrywać). Stąd, jeżeli macie jakieś w sobie wibracje duszy, napływ wrażliwości - dzielcie się nimi.   Ja się podzielę z Wami Griegiem i jego nokturnem. Cieszmy się tym, co mamy :)


środa, 16 maja 2012

Obłęd

           Z miliona pomysłów i z resztki sił wyskrobię dzisiaj jeszcze jednego posta. Nazwałem go "Obłęd", gdyż to słowo chodzi mi po głowie, gdy myślę o wykorzystaniu tematu katolicyzmu we współczesnej sztuce (nie chodzi o "pioseneczki", które są wyświetlane na mtv, ale o sztukę (mówiąc delikatnie) większego pokroju-jak muzyka poważna). Podejmując się tego tematu, od razu nasuwają mi się dwa nazwiska, (lecz po dłuższym zastanowieniu jest ich o wiele więcej) a mianowicie W. Kilar i W. Wencel. Jeżeli chodzi o konkretne dzieła, to, (tu się może powoli nasuwać pewna doza oburzenia, że 22letni "gówniarz" szasta nazwiskami i podważa katolicyzm, ale proszę o chwilę cierpliwości) tego pierwszego, 2-ga część "Pierwszego koncertu fortepianowego", (z "błyskotliwym" pomysłem) a tego drugiego, połowa twórczości (jeśli nie więcej). Może zrodzić się pytanie: "O co MI właściwie chodzi?", na tego typu pytania odpowiem (bezczelnie) również pytaniem: "A o co chodzi w tej świętobliwej, bogobojnej otoczce?" lub "O co chodzi tej katolickiej sekcie, ślepo tworzącej  dzieła dla Trójcy Świętej?". Mogło to zabrzmieć dosyć ostro, aczkolwiek niezmiernie oczekiwałbym odpowiedzi na swoje pytanie(a). Katolicyzm jest sporą częścią naszej historii sztuki, (różnie traktowanym przez różne okresy stylistyczne) więc czemu by w niego nie ładować i w XXI w.? Czy może- odnowa metafizycznych doznań związanych z Biblią? Jeżeli tak, to smutno stwierdzam, iż wykonane to zostało w słaby sposób. Teksty P. Wojciecha wzruszać mogą zagorzałych księży albo staruszków, albo innych maniaków organizacji ekonomicznej jaką jest Kościół (i tu chwyt reklamowy) W porównaniu dodam, iż utwór Jana Kochanowskiego: "Czego chcesz od nas Panie?" tworzy we mnie wzruszenie, dogłębne (podaję to, aby podważyć swoją "herezję").
            
          A z przyjemniejszych rzeczy, (sztuki imającej się pospolitych, acz pięknych tematów) zapraszam do porównania sobie wiersza Paula Verlaine`a pt. "Clair de Lune" z kompozycją C. Debussy`ego(o tożsamej nazwie, utworzonej na podstawie poezji Verlaine`a).




Paul Verlaine

Twa dusza jest jak jakiś park szczególny,
Gdzie błądzą maski i pajace grzeczne,
Przy lutni dźwięku wiodąc tan okólny,
Smutne- pomimo szatki niedorzeczne.


Miłość zwycięską i dni życia jasne
Sławi piosenka ich, srebrzyście brzmiąca.
Ale nie wierzą, zda się, w szczęście własne;
Śpiew ich się miesza ze światłem miesiąca,


Z blaskiem , co smutnie lśni, piękny i szklanny.
W którym śni drzewo i ptak czarnopióry
I łkają dreszczem zachwytu fontanny,
Smukłe fontanny, dżdżące na marmury.


tłum. Jerzy Zuławski


"Kontrasty"

          Zanim Kowalczyk zacznie się "mądrzyć" i produkować swoje wywody czy (dla niektórych pewnie) fanaberie, przedstawię moje dziecko, które ujrzało światło dzienne 1 grudnia zeszłego roku.  Otóż tom "Kontrasty", którego jestem autorem, powstawał przez 2 lata mej twórczej pracy (nie znaczy to, że 2 lata zajmuję się poezją-przypis dla pewnych osób).  Wiersze, które weń się znajdują ocierają się o różnorodne stany ducha, (od realnych po feeryczne) a język jakiego się podjąłem (a w zasadzie jaki we mnie wykwitł, a dokładniej jakim operuje podmiot liryczny) jest tradycyjny, nie oznacza to, że ów zbiór poezji jest pompatyczny, nadmuchany czy "przeżyty". W staraniu moim było "pogodzenie" tych dwóch skrajności(tradycja a współczesność). Pytanie, czy mi wyszło? Jak na razie otwarcie udziela odpowiedzi tylko jedna persona( Tomasz Albecki książka-online), której dziękuję za wysilenie się i napisania tych paru zdań (zrozumienie drugiej osoby czasami okazuje się błogosławieństwem).
         Tom "Kontrasty", wprowadzający moją osobę na rynek literatury, można nabyć w różnorodnych księgarniach typu empik, merlin itd. Mam nadzieję, że nikt nie odbierze tego posta jako chełpliwość (pokazuję mój wkład w kulturę).  Na koniec zamieszczam 2 wiersze (z owego tomu) dla kontemplacji czy przemyśleń (2 inne, dla ciekawych świata, znajdują się na stronie mego miasta  Leszna).



Wtedy

Mewy sygnał stłumiony, morza epilepsja,
Z nieba odpryskują gwiazd stempletki,
Piasek i powietrze wyjadła fal infekcja,
Wzburzony chrupot nadciąga tempem mażoretki.

Ametyst z szafirem  zamaszyście bulgoczą,
Topielców jęki gżą się w głębinach,
Butelki z listami, poddane, się knocą,
Niebo pękło wsparte przez bogów na linach.

Stworzenie wszelkie w paniki drżeniu…
Wtedy wychodzę z domu za wszelką cenę
I wsparłszy się lekko z wędką na kamieniu,
Łowię, skupiony… kolejną syrenę…



Agorafobia

Stłuczone spełnienia, puls senny,
Akryle popielne, szloch szklany,
Bez amortyzacji rozlany
Istnienia ciąg zgubny, bezdenny.

Uciekam przed bestią i gonię
Paskudztwa, i breje koszmarne,
Aż nagle przemieniam się w larwę,
Gdy splotły kleiście się dłonie.

Kataną skrzydła rozszywam
Płytę kokonu pancerza,
Kolejny zew mnie uderza,
Wzlatuję sztywnie jak dywan

Bujny w kędziory zgmatwane
I taką myśl wokół roję,
Gdy sztabą życie usłane,
Gdy się go wreszcie nie boję:

„ Przestrzenie obco ubrane!
Teraz to ja wam  nabroję!”





We wstępie...

We wstępie chciałbym napisać, iż poznawanie świata przez pryzmat sztuki (subiektywne doznania) jest wbite w rdzeń mojego układu nerwowego bardzo głęboko (praktycznie od zawsze) i będę  posługiwać się tym blogiem, do dzielenia się z wami pewnymi refleksjami. Moje pewne nadzieje (może naiwne) krążą wokół przekonania, iż uda się spotkać jakąś grupę ludzi, która kierunkiem myśli jest na tym samym biegunie, co ja (czy zmierza w podobną stronę). Tematy jakich się podejmę, mam nadzieję, że będą ociekać różnorodnością (zakres moich dumań to poezja, muzyka, malarstwo i źdźbło architektury- którą, niczym noworodek, powoli sączę).
Starczy na ten moment tych wypocinek. :) Tyle by było "w ramach" wstępu...