Memento mori
Kłoda chropawa stopy szorstko droczy,
Paznokcie się wpajają w żywiczną futrynę,
Pięta - stukot barwny- w mahoń głuchy tłoczy,
…Gdy sylwetka wpełza w poza snu kurtynę…
W umbrach palonych promyki zanurzone,
Blasku, który życzliwszy jest niż poranki,
Chociaż trudno zgadnąć, w którą płynie stronę,
To przepełnia i prześwietla duszy zakamarki.
Jedynie dziecięce rysy, kształty gładkie,
Ręce - w powietrzu rozhuśtane chusteczki-
Zebrać chcą to piękno, co napływa statkiem,
Zewsząd, drgające, świerszczy kuleczki.
W kołtuny wiaterku wplecione motyle,
Kroczy niby piórko z trzcin podwiązką,
Co kleją cytrusowo, te, najsłodsze chwile,
Gdy noga w nich marzeniem, utonęła grząsko.
Młode ciałko w kwiatów pognało burzę,
Jednak piorun ostów nie koli, a leczy
I uniosło się w przestworza z grzmotu kurzem,
By podziwiać ogrom tych beztroskich rzeczy.
Miękkie obłoki - cukrowe waty,
Miast ptaków - makowe rogale,
Płyną miodu strugami na raty,
W drzew korony - zawiłe fraktale.
W ustach łąk pokrywa,
Egzotyk, zieleni parada
Soki wnętrzności rozmywa,
Rozbryzganego o ząb owada.
Brzdęk robaczków, tych o skrzydłach z świtem,
Znajduje echa rezonans, gdy szepczą do uszka,
Aż cała głowa zadrży surowym stali zgrzytem,
Mimo że to była łamliwa, płocha muszka.
…Gleba raptownie się zazębia,
Aż Trudno zmierzyć bezkresy tych lądów
Gorejące tęczą; tylko duszy głębia
Przetrwa ich mrowie bez ludzkich narządów…
…Nagle, na wzniesieniu, ktoś z cicha rechocze,
Rośliny, zwierzęta czmychnęły do swych trumien,
Rżenie przeraźliwe przypomnieć ma to, że
Nie żyję… lecz nie żyć ja nie chcę, nie umiem…
I leżę, choć obdarty z cielesnej łupiny,
Mimo że szatany inny plan uknuli,
To lepię własne baśnie z spod mogilnej gliny,
Trupio drwiąc z kostuchy, szpetnej, w szczycie rui...