poniedziałek, 25 czerwca 2012

"Kontrasty"... recenzja - Piotr Wiese

Ze względu na dzisiejszą moją totalną depresję, dodaję recenzję mojego tomu  poezji: "Kontrasty", napisaną przez kompozytora - Piotra Wiese. Może to mi podniesie trochę samoocenę albo zachęci osoby niezdecydowane. :)   Pozdrowienia prosto z dantejskiego piekła!


"Kontrasty . . .  - Najgłębszą istotą sztuki!

Autor świadomy, bądź intuicyjnie przeczuwiający ich znaczenie (co jest oznaką prawdziwego talentu), tworzy dzieła dwubiegunowe, a raczej wielobiegunowe w najwyższym stopniu polaryzujące świadomość i podświadomość odbiorcy. Tematyka poruszana w wierszach odczytywana przez świadomość czytelnika ściera się z wysublimowaną wielobarwną materią słów, która przenika do naszego wnętrza zupełnie podświadomie. Zaiste jest w tym coś naturalnego, coś najpierwotniejszego, "coś" co być może jest istotą poezji, ale również zbliża ją do muzyki, malarstwa.  To nienazwalne "coś" objawiające się w jego wierszach sprawia, że czytając poezję Tomasza K. można się uwolnić od świata zewnętrznego, a co najpiękniejsze, również od samego siebie. Dzieje się tak za sprawą tego, że znaczenia słów - silnie zakotwiczone w naszym umyśle - dzięki Kowalczykowi uwalniają się i przechodzą w wyimaginowaną sferę, w której mieszają się z barwami, dźwiękami, zapachami. Możemy zatem przez krótką chwilę przebywać w tym wyższym świecie zmysłowiej przyjemności jednocześnie pobudzając nasz intelekt i wrażliwość.
Tomasz ma dostęp do całej palety kontrastujących barw ludzkich emocji, które przeżywa dogłębnie, całościowo. Cieszy się jak dziecko goniące w podskokach motylki, a cierpi jak kobieta, która przed chwilą zgwałcona patrzy na śmierć swojego dziecka.  Ścieranie się świata wewnętrznego i zewnętrznego, świadomości i podświadomości, dobra i zła, radości i cierpienia, ścieranie się wszelkich kontrastów jest celem i sensem istnienia. Kowalczyk potrafi znaleźć się dokładnie w punkcie pomiędzy każdymi dwiema kontrastującymi siłami. Znajdując się w tym nieuchwytnym punkcie potrafi ogarnąć sobą obie te siły i przepuszczając je przez własny strumień myśli i odczuć potrafi obdarować nas prawdziwą sztuką."

                                                                                                                                            Piotr Wiese                                                  

czwartek, 21 czerwca 2012

Prawdziwa przyjaźń...

Zapewne nic bym przez kolejne dni nie dodał, gdyby nie przyszło o piątej nad ranem dosyć pulsujące natchnienie. Dodam stworzoną dzisiaj przeze  mnie poezję, która tyczy się tematu przyjaźni, jej różnych postaci, rozmiarów, wibracji czy pewnej emancypacji. Wszyscy w tym temacie mamy albo wiele do powiedzenia, albo: "Prawdziwa przyjaźń nie istnieje". Szukamy w ludziach często wrogów, a tak naprawdę największymi buńczucznymi rywalami jesteśmy dla siebie sami.
Wiersz dedykuję tym, którzy posiadają w sobie przyjaźń i potrafią się dzielić z innymi tą emocją. :)



Przyjaźń


"Napisz mi wiersz najpiękniejszy na świecie".
"Napiszę prosto dla Twej wyobraźni,
 Słowo po słowie, wiosna po lecie, 
 Kocham się w mojej do Ciebie przyjaźni".

"Tylko aby tam drzewa sączyły chmury
  I Żeby wiatr nucił, co milczy trawa"
 "A nie lepiej smutek, krew i pioruny?
  I biedna dziewczynka z domu porwana?"

"Och, przestań się droczyć, wiesz czego pragnę..."
"Dobrze, już dobrze... niech staw dzień postrada
I niech płyną łabędzi księżycowe żagle..."
"Niech zieleń mchu błękitom szum zada!"

"To w końcu ja mam pisać czy Ty, powiesz może?"
"W obłąkanych tanach krople tęczowych liści
 I każdy kwiat oddycha głębiej niż morze."
"Tam ludzi brak, ludzie tam jeszcze nie przyszli..."

"Napisz najpiękniej, o tym jak las zapomniał o sobie
 I gór smolnych szczyty tuli bez pchlej bojaźni..."
"No, ile to razy  powtarzać mam Tobie...
 Że kocham się w mojej do Ciebie przyjaźni..."

środa, 20 czerwca 2012

Sonet, modlitwy, wieczory...

Aby nie zaniedbywać bloga, przedstawię wam w pigułce formę wiersza jaką jest sonet (często nazywany "najmniejszym z poematów", "małym poematem"). Otóż, bez smarowania i ględzenia, jest to kompozycja składająca się z 14 wersów, 4 strof, gdzie dwie pierwsze mają po 4 wersy (w których znajduje się przedstawienie tematu), a dwie ostatnie kryją w sobie pewną refleksję podmiotu lirycznego. Forma ta ukształtowała się całkowicie we Włoszech, w XIII - XIV wieku dzięki, chociażby Dantemu (którego każdy, nawet największy dyletant, zna) jak i Petrarki (twórca sonetów miłosnych, opiewał nimi swą miłość - Laurę). Mógłbym was pomęczyć odmianami tej formy (różnorodność rymów w 3 i 4 strofie CDC DCD, DDC DDC), ale po co? Przejdźmy do konkretów. Dzisiaj mam dla was dwa sonety mego autorstwa, które weszły w  tom "Kontrasty", mianowicie "Modlitwy"(który podoba się znajomemu Kleofasowi :), pozdrowienia dla niego) i  "Wieczory".



Modlitwy

Lubuję uszko do ściany przyłożyć
Na tapet fałdy, szorstkości, zmarszczenia,
Oczy zatrzasnąć, słuchu wyostrzenia
W punkt jeden skondensowany nałożyć.

Drgania, stukoty rozmyte za murem
W jednorakie brzmienie klarowne, składam.
I gdy sens mieszaninie herców nadam,
Pędzą kolejne wiadomości sznurem:

„Przepychacz się zda, japa  łgarstwem syta!”
„Skoroś knur, to żryjże świnio z koryta!” 
„Wstrętne bachory, won mi z domu tego!”

„Podła macocho, krnąbrna, jadowita!”
„…i Ciebie ojcze, niechże szlag powita.”
„Przez tegoż Chrystusa, Pana naszego.”



Wieczory


Smugą marzenia okraszam fibry promyku,
Co kiełkują koliście obok szachów tarczy,
Koklusz rdzawawych żywic tak namiętnie warczy,
Że  piszę... choć myśli miałem mieć na odwyku...

Na nieba posusze zagubione obłoki
Tęsknoty, a ja niżej, tak tutaj się czuje;
Wokół, pode mną zazdrość ogniwa pudruje,
Wiem, że wszystek pryśnie, będzie strach i powroty.

Acz zataczam kroki rytmem salsy płochliwym,
Trzask lodu, łyk, warga rozwarta, szum przemiły,
Roztargana synestezja wije kolory,

Momentalnie bywam młody, potem znów siwy,
Opity, boski, kapryśny, hardy, leniwy,
Tłusty Bachus pcha się pomiędzy strun wieczory.




piątek, 8 czerwca 2012

Czy równość istnieje?


Żule spod Żabek, doktorzy, niepełnosprawni, katolicy, jehowi, anarchiści, robotnicy, inteligenci i jeszcze Ty... często w mych myślach kłębią się pytania, czy to dobrze, że jesteśmy równo traktowani? Łatwo idzie pytanie przekierować na tory polityczne, czy równouprawnienia nam czasem bardziej nie szkodzą? Odwieczna walka PiS`u z PO (walka głupoty z głupotą, zadana przez próżnych ludzi) - co może iskierka rozumu zrobić w zalewisku fałszu i obłudy? Myśląc o tym, że mój głos jest równy, w świecie politycznym, pijakowi czy wsiokowi (którego pojmowanie i percepcja zakończyły swój rozwój na sadzeniu buraków), to czuję się tak, jakbym dostał mokrą szmatą w mordę. Nie chodzi tu o to, że jestem zapatrzonym w siebie megalomanem, ale myślę o całym społeczeństwie. Ludzie, którzy są pracowici, kreatywni, systematyczni, przy tym otwarci i dobrzy (gdzie dobro to przejaw miłości i uszanowania do drugiej osoby), powinni dostawać coś więcej niż ścierką po ryju. W sztuce temat równości to rzecz nieistniejąca, wszystko się zmienia, podążając za ludzkim smakiem, gustem i trudno tutaj zachować do końca pełną świadomość, obiektywizm (który dla mnie nie istnieje, możemy dążyć do niego, ale go nigdy nie osiągamy, stąd wolę się zatracać w erupcjach subiektywizmu, a ten do końca również nie jest "nasz", ale o tym kiedy indziej). Natura wielbi różnorodność i dąży do perfekcji jednostki. Wiele niesprawiedliwości powstało przez marne ludzkie patrzenie. Przykładowo Bach (który został odkryty dopiero w XIXw., a za życia nie uważano go za wybitnego kompozytora, a nawet atakowały i ośmieszały go jego dzieci), Van Gogh (którego historia jest nam najbliższa, jego obrazy zaczęły osiągać kilkudziesięcio milionowych sum, ale dopiero po jego śmierci) i np. Lucas Cranach Starszy ("odkryty" w XXw. przez Picasso). Złoty środek? Wydaje mi się, że powinniśmy bardziej nauczyć się doceniać innych i nie bać się nieznajomego, i wtedy w bardzo łatwy sposób polepszylibyśmy  nasze życia. Dzisiaj was poczęstuję "Źródłem młodości" i "Erbarme Dich" z "Pasji wg Św. Mateusza". Trzymajcie się ciepło :)
Lucas Cranach Starszy - "Źródło młodości"

niedziela, 3 czerwca 2012

Kołysanka

Witam serdecznie:).  Pomyślałem sobie, że czemu by się nie podzielić poezją, która nie weszła w tom "Kontrasty" czy pochodzi z dramatów, nad którymi pracowałem w zeszłym roku. Mam wielki sentyment do emocji, które ze mnie emanowały podczas pisania różnych tekstów jak i do samych wierszy (są niczym "pamiętniki" uczuć). I nagle "wyczarowałem" "Kołysankę". Sama kołysanka jest utworem szczególnym, gdyż pokazuje stosunek i afekt rodziciela do dziecka (twórca a potomstwo). Napisałem ją rok temu i jest to pierwsza kołysanka, która wyszła spod mego pióra (tu niech zaistnieje mała dedykacja dla Sabiny Rybak). Przeczytajcie zresztą sami :)



Kołysanka

Co nocy wyławiam z Twych źrenic
Okruszki tęczowej baśni,
Promienne jak bukiety pszenic,
Różanych kształtów i maści.

I dajesz mi snów setek  kadzie
 Zakrzepłych miłości rosą,
I na księżyca srebrnym pokładzie
Tańczę z gwiazdkami boso.

Co nocy wyławiam z Twych źrenic
Odwieczne uczuć wojaże,
W wyblakłych pokojach kamienic,
Kto Ci tak śnić pięknie każe? 

I dajesz mi snów nokturny,
Natchnione echa śródnocne,
Z nieszczęść,  koszmaru trumny
Wywleką mnie, wszechmocne.

Co nocy z Twych źrenic wyławiam,
Na dzień życia zachętę,
Co nocy z Twych źrenic wyławiam…
Gdy oczy masz szczelnie zamknięte…

piątek, 1 czerwca 2012

Sad, lasy, łąki, Leśmian.


Dzisiaj podzielę się z wami poezją Bolesława Leśmiana, która stanowi dla mnie kwintesencje, ekstrakt sztuki. Niewielu istnieje takich artystów jak on, którzy wyciągają z piękna piękno, śpiewają słowiczym śpiewem (zdaje się pleonazm, lecz trudno inaczej to przedstawić). Patrząc na część pierwszej strofy:

"motyl, co walczył zgrozą aksamitów
 Z pachnącą bzem wiecznością - zmarł ciszkiem na marchwi.", wyobraźmy sobie wrażliwość tegoż twórcy. Motyl, który walczy zgrozą aksamitów (delikatnością wstążkowych skrzydeł; refleksem, pluskiem lotu) z wiecznością, która pachnie podmiotowi lirycznemu bzem. Motyl, który przemija w zapachu kwiatów, który zatraca swoją "duszyczkę" w bujnej różnorodności sadu, aż umiera na marchwi, a ta, z kolei, jest czymś fizycznym, materialną orbitą. Dla  mnie to coś pięknego.  Leśmian chwyta nieuchwycone i wyciąga najgłębsze sentymenty naszego życia. Czytając go zwiedzamy świat nieokiełznany, żyjący własnymi prawami, naturę, a dokładniej jej najcichsze wibracje duszy. Resztę odkryjcie sami. :)


Tamten

Sad, błyskając sękami, cieniście się martwi,
Że trawom ciąży zwiewna niedola błękitów -
I że motyl, co walczył zgrozą aksamitów
Z pachnącą bzem wiecznością - zmarł ciszkiem na marchwi.

Czy pamiętasz młodości dzielny czar? A dalej -
Otchłań wiosny, w niebiosy tak luźnie oprawną?
Albo to - jak ciał naszych pragnęła głąb alej?
Bo mnie wciąż się wydaje, że to tak niedawno!

I któż wówczas nie wierzył w rozpęd naszych łodzi?
W rozwarte dłonią naszą do zaświatów bramy?
Dziś ta wiara już mija - i my z nią mijamy...
Nie! Nie mogę zapomnieć, żeśmy byli młodzi!

Widzę siebie - tamtego, co w łzach się nie zmieścił -
I w nicość wywędrował, wołany daremnie!
Wszakże pieszczę cię dotąd tak, jak tamten pieścił...
A ty wstecz się doń garniesz, choć widmem jest we mnie,

Ale jego widmowość nie całkiem jest pusta -
On się jeszcze odradza na zgliszczach i w dymie!
I gdy mnie - dzisiejszego - całujesz, śniąc, w usta -
Tamten we mgle się budzi - i szepce twe imię!