środa, 16 maja 2012

"Kontrasty"

          Zanim Kowalczyk zacznie się "mądrzyć" i produkować swoje wywody czy (dla niektórych pewnie) fanaberie, przedstawię moje dziecko, które ujrzało światło dzienne 1 grudnia zeszłego roku.  Otóż tom "Kontrasty", którego jestem autorem, powstawał przez 2 lata mej twórczej pracy (nie znaczy to, że 2 lata zajmuję się poezją-przypis dla pewnych osób).  Wiersze, które weń się znajdują ocierają się o różnorodne stany ducha, (od realnych po feeryczne) a język jakiego się podjąłem (a w zasadzie jaki we mnie wykwitł, a dokładniej jakim operuje podmiot liryczny) jest tradycyjny, nie oznacza to, że ów zbiór poezji jest pompatyczny, nadmuchany czy "przeżyty". W staraniu moim było "pogodzenie" tych dwóch skrajności(tradycja a współczesność). Pytanie, czy mi wyszło? Jak na razie otwarcie udziela odpowiedzi tylko jedna persona( Tomasz Albecki książka-online), której dziękuję za wysilenie się i napisania tych paru zdań (zrozumienie drugiej osoby czasami okazuje się błogosławieństwem).
         Tom "Kontrasty", wprowadzający moją osobę na rynek literatury, można nabyć w różnorodnych księgarniach typu empik, merlin itd. Mam nadzieję, że nikt nie odbierze tego posta jako chełpliwość (pokazuję mój wkład w kulturę).  Na koniec zamieszczam 2 wiersze (z owego tomu) dla kontemplacji czy przemyśleń (2 inne, dla ciekawych świata, znajdują się na stronie mego miasta  Leszna).



Wtedy

Mewy sygnał stłumiony, morza epilepsja,
Z nieba odpryskują gwiazd stempletki,
Piasek i powietrze wyjadła fal infekcja,
Wzburzony chrupot nadciąga tempem mażoretki.

Ametyst z szafirem  zamaszyście bulgoczą,
Topielców jęki gżą się w głębinach,
Butelki z listami, poddane, się knocą,
Niebo pękło wsparte przez bogów na linach.

Stworzenie wszelkie w paniki drżeniu…
Wtedy wychodzę z domu za wszelką cenę
I wsparłszy się lekko z wędką na kamieniu,
Łowię, skupiony… kolejną syrenę…



Agorafobia

Stłuczone spełnienia, puls senny,
Akryle popielne, szloch szklany,
Bez amortyzacji rozlany
Istnienia ciąg zgubny, bezdenny.

Uciekam przed bestią i gonię
Paskudztwa, i breje koszmarne,
Aż nagle przemieniam się w larwę,
Gdy splotły kleiście się dłonie.

Kataną skrzydła rozszywam
Płytę kokonu pancerza,
Kolejny zew mnie uderza,
Wzlatuję sztywnie jak dywan

Bujny w kędziory zgmatwane
I taką myśl wokół roję,
Gdy sztabą życie usłane,
Gdy się go wreszcie nie boję:

„ Przestrzenie obco ubrane!
Teraz to ja wam  nabroję!”





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz